You are currently viewing Nie musisz być idealny. Ale dobrze, żebyś był obecny.

Nie musisz być idealny. Ale dobrze, żebyś był obecny.

Nie będzie tu o rewolucjach w edukacji ani o tym, że „nauczyciel zmienia życie”. Będzie o czymś znacznie mniej spektakularnym — o byciu w klasie naprawdę.

Nie chodzi o to, żeby wszystko wiedzieć, mieć perfekcyjne materiały i nigdy się nie pomylić. Chodzi o coś innego — żeby być z tymi, których uczysz, a nie tylko przed nimi.

Co to znaczy „być obecnym”?

To nie jest nowa metoda ani pedagogiczny trend. To po prostu sposób bycia, który uczniowie wyczuwają momentalnie. Obecność to nie to samo, co obecność na liście. 

To: 

– kontakt wzrokowy, 

– reakcja, kiedy ktoś się zamyśli albo zblednie, 

– krótkie „co u ciebie?”, 

– zatrzymanie się na chwilę, kiedy klasa wydaje się inna niż zwykle, 

– ciekawość tego, jak się czują, a nie tylko co umieją.

To nie wymaga wielkich nakładów czasowych. Raczej wymaga zmiany nastawienia: z trybu realizacji materiału na tryb jestem tu z wami.

Dlaczego to takie ważne?

Bo dzieci i młodzież nie uczą się dobrze tam, gdzie czują się niezauważeni. I nie chodzi tu o spektakularne dramaty. Wystarczy cichy sygnał: „Nie jestem tu ważny”. Wystarczy, że ktoś zada pytanie, a nauczyciel odpowie machinalnie. Albo że coś powie, a usłyszy: „za chwilę, teraz omawiamy ułamek”. Uczniowie nie oczekują, że będziemy ich psychoterapeutami. Ale potrzebują mieć poczucie, że jesteśmy do nich zwróceni twarzą, nie tylko stroną w podręczniku.

To nie musi być twoja mocna strona — i to jest okej

Są nauczyciele, którzy z łatwością nawiązują relacje, czują emocje, wychwytują nastroje. Ale są też tacy, dla których to trudne. Nie dlatego, że im nie zależy. Tylko dlatego, że są racjonalni, konkretni, skupieni na działaniu. I to też jest w porządku.

Nie chodzi o to, żeby być „ciepłym” czy „wylewnym”. 

Chodzi o to, żeby być uważnym. Żeby czasem popatrzeć głębiej niż na zeszyt i sprawdzić, co widać w twarzy ucznia. Żeby nie pomylić ciszy z lenistwem, a żartu z brakiem szacunku. Żeby zostawić trochę przestrzeni na człowieka.

Od czego zacząć? Od małych rzeczy.

– Zacznij lekcję od pytania: „jak się dziś czujecie?” – i posłuchaj, co mówią. 

– Zauważ, kiedy ktoś pierwszy raz od tygodnia coś powie. 

– Zatrzymaj się po lekcji przy uczniu, który miał trudny dzień – nie po to, by go „naprawić”, tylko by go „zobaczyć”. 

– Gdy uczeń się pomyli, powiedz: „dobrze, że spróbowałeś”.

– Gdy uczeń wraca po chorobie, zauważ to, spytaj, jak się czuje.

To drobne rzeczy. Ale właśnie z nich składa się obecność.

Na koniec: nie chodzi o perfekcję, tylko o kierunek

Nikt z nas nie będzie w każdej lekcji w pełni obecny. Czasem coś nam umknie. Czasem nie zauważymy. Ale jeśli uczniowie wiedzą, że chcemy być z nimi naprawdę, to już samo to dużo zmienia. Bo to właśnie relacja — nawet cicha, nienarzucająca się — jest fundamentem wszystkiego, co robimy.

Nie musisz być idealnym nauczycielem. Ale możesz być tym, przy którym uczeń poczuje, że ma znaczenie. A to jest dużo więcej niż dobrze przeprowadzona lekcja.