W szkolnej rzeczywistości często słyszymy: „uspokój się”, „opanowałeś się wczoraj, więc dziś też możesz”, „musisz się nauczyć panować nad emocjami”. To brzmi rozsądnie, dopóki nie zrozumiemy, jak naprawdę funkcjonuje mózg dziecka z zaburzeniami ze spektrum autyzmu (ASD).
Z perspektywy neurodydaktyki i psychologii rozwojowej, „opanowanie emocji” nie jest pojedynczą umiejętnością, ale złożonym procesem biologicznym, który wymaga współpracy wielu struktur mózgowych, setek tysięcy połączeń neuronalnych, a co najważniejsze, bezpiecznego, przewidywalnego środowiska.
Kierowanie emocjami to nie kwestia woli, ale połączeń neuronalnych
Uczeń neurotypowy może złościć się, frustrować, wybuchać, ale po chwili wraca do równowagi. Uczeń z ASD nie zawsze ma taką możliwość. Dlaczego? Bo jego „system emocjonalny” działa inaczej.
Badania pokazują, że u osób z autyzmem ciało migdałowate (centrum emocji) reaguje z większą intensywnością, a komunikacja z korą przedczołową (odpowiedzialną za refleksję i hamowanie impulsów) jest słabsza. To tak, jakby w samochodzie gaz działał perfekcyjnie, ale hamulec reagował z opóźnieniem. Nie chodzi więc o brak wychowania, motywacji czy dyscypliny. Chodzi o neurobiologię, o sposób, w jaki mózg przetwarza bodźce i reaguje na przeciążenie.
Interocepcja – niewidzialny język ciała
Samoświadomość emocjonalna zaczyna się od zdolności odczytywania sygnałów z własnego ciała: głodu, napięcia, zmęczenia, przyspieszonego tętna. U uczniów z ASD ten „wewnętrzny system ostrzegania” bywa zakłócony.
Naukowcy opisują to jako upośledzoną interocepcję – dziecko nie czuje, że emocja narasta, dopóki nie jest już za późno. W efekcie nauczyciel widzi wybuch: krzyk, płacz, ucieczkę z klasy, a nie to, co działo się wcześniej, czyli serię sygnałów, których dziecko po prostu nie potrafiło rozpoznać.
Bez rozwiniętej interocepcji, kierowanie emocjami jest jak próba sterowania samochodem bez wskaźników – można się domyślać, ale łatwo o katastrofę.
„Meltdown” to nie bunt – to awaria systemu
Wielu nauczycieli myli meltdown z atakiem złości. Tymczasem meltdown nie jest wyborem. To neurologiczny stan przeciążenia, w którym mózg traci zdolność regulacji.
Hałas na przerwie, zapach jedzenia w stołówce, zmiana planu lekcji, to dla dziecka z ASD jak jednoczesne odpalenie dziesięciu alarmów. W tym momencie nie pomoże „uspokój się” ani „wyjdź, jak się ogarniesz”. To jak mówienie komputerowi z błędem systemu: „działaj dalej”.
Zamiast tego trzeba odciążyć system: dać przestrzeń, ciszę, przewidywalność, czas. Regulacja nie polega na zmuszaniu, ale na współregulacji, czyli wspólnym przywracaniu równowagi.
Powrót do równowagi – inaczej, wolniej, ale możliwy
Dziecko z autyzmem wraca do spokoju wolniej, ale to nie znaczy, że się nie uczy. Uczy się inaczej: przez konkret, powtarzalność i doświadczenie. Zamiast moralizowania („znowu przesadzasz”), warto wprowadzić język opisu i przewidywania:
„Widzę, że twoje ciało jest spięte. Czy czujesz to w brzuchu czy w rękach?”
„Zobacz, co możesz teraz zrobić: oddychanie, chwila w ciszy, przytulenie poduszki.” Tak wygląda trening interocepcji, czyli nauka czytania emocji przez ciało. Dziecko zaczyna rozumieć, kiedy emocja się pojawia i co można zrobić, zanim wybuchnie.
Jak szkoła może wspierać regulację emocji ucznia z ASD
Nie potrzeba do tego terapii klinicznej, tylko systemowego zrozumienia i kilku praktyk:
- Stały rytm dnia – minimalizuje lęk przed nieprzewidywalnością.
- Jasne instrukcje i wizualne plany – redukują napięcie poznawcze.
- Strefa wyciszenia – ciche miejsce, w którym można „zresetować system”.
- Zgoda na ruch i sensorykę – bujanie, ściskanie, słuchawki – to nie zachcianki, tylko fizjologiczna potrzeba regulacji.
- Modelowanie emocji przez dorosłych – nauczyciel, który potrafi nazwać własne emocje („jestem zmęczony, potrzebuję chwili spokoju”) staje się żywym narzędziem terapii.
Zmiana paradygmatu – z „opanowania” na „rozumienie”
Współczesna pedagogika nie może już opierać się na założeniu, że każde dziecko „powinno umieć się opanować”. Dziecko z autyzmem nie potrzebuje presji, potrzebuje regulacji przez relację. „Kierowanie emocjami” nie oznacza tłumienia ich, ale uczenie się, jak je rozpoznawać, rozumieć i odzyskiwać kontrolę z pomocą dorosłych. To nie nauka samodyscypliny, lecz budowanie neurobiologicznego bezpieczeństwa, a więc podstawy każdej edukacji.
Regulacja emocji u uczniów ze spektrum autyzmu to nie kwestia charakteru, ale fizjologii.
Nie ma tu miejsca na ocenę, jest za to ogromne pole do empatii, wiedzy i uważności.
Bo szkoła, która rozumie neurobiologię, nie wymaga od dziecka „opanowania się” –
ona uczy, jak wrócić do siebie.
