You are currently viewing Jeść lody czy nie jeść?

Jeść lody czy nie jeść?

Czyli jak lato rozpuszcza nasze zasady wychowawcze szybciej niż trzy gałki śmietankowych.

Pewnego lipcowego popołudnia siedziałem na plastikowym krześle pod lodziarnią „U Grażyny”, starając się nie myśleć o tym, że moja łydka właśnie musnęła coś, co mogło być albo rozpuszczonym lodem, albo śliną obcego dziecka. I wtedy zadałem sobie pytanie, które wraca co lato, „Czy dziecko naprawdę potrzebuje kolejnych lodów czy ja po prostu potrzebuję chwili ciszy?

Zasady są fajne. Do czasu.

Przez większą część roku jesteśmy strażnikami rytmu dnia. Jesteśmy jak Konstytucja: nieugięci, sprawiedliwi, lekko zmęczeni.

  • Cukier? Tylko po zjedzeniu obiadu.
  • Sen? Punkt 20:30.
  • Tablet? Najpierw książka.
  • Książka? Co najmniej 15 stron, nie licząc ilustracji.

A gdy nadchodzi lato, wszystko się rozpuszcza. Dosłownie. Rytm dnia zaczyna przypominać taniec nieskoordynowanego flaminga. Niby ma logikę, ale nie do końca wiadomo jaką. Dzieci chodzą spać później niż my, a my, nieco zawstydzeni, jemy lody o 10 rano, tłumacząc to „regulacją temperatury ciała”.

Lody to nie deser. To stan umysłu.

Nie wiem, czy zauważyliście, ale dzieci nie jedzą lodów, one je celebrują. To rytuał. To ceremonia. To siódmy sakrament dzieciństwa. I choć my, dorośli, widzimy tam głównie cukier i lepkie dłonie, dzieci widzą radość, festyn i nagrodę za nicnierobienie. A to, umówmy się, też jest jakaś umiejętność.

Dlatego zamiast z tym walczyć, proponuję: uczynić z lodów element wychowawczy.

  • Chcesz loda? Jasne, ale idźmy razem. Po drodze pogadamy.
  • Lody? OK. Ale dziś ty liczysz resztę.
  • O, chcesz kolorową posypkę? Powiedz to w dopełniaczu.

Tak, to się nazywa edukacja przez deser. Praktyczna. Słodka. Z relacją w gratisie.

Sen. Mity i legendy

W teorii: Regularny sen wspiera rozwój, układ nerwowy, odporność i dobre samopoczucie.

W praktyce: Położyliśmy dziecko o 20:45. O 21:05 przyszło napić się wody. O 21:13 wyszło do łazienki. O 21:24 przyszło „tylko powiedzieć, że bardzo nas kocha”. A o 22:10 wciąż słychać było szuranie, bo „miś nie może spać, jak ja nie śpię”.

Wakacje nie są czasem na batalię o każdą minutę. One są czasem treningu elastyczności emocjonalnej. I przypomnienia sobie, że świat się nie zawali, jeśli dziecko raz pójdzie spać za późno.

Rodzicielstwo jako ekspedycja z elementami survivalu

Latem próbujemy być wszystkim naraz: przewodnikiem duchowym, kucharzem terenowym, animatorem kultury i organizatorem życia emocjonalnego. Wszystko to na trzech kubkach kawy i połowie banana z rana. I niech mi ktoś powie, że rodzicielstwo nie jest sportem wyczynowym.

Ale jest też coś pięknego w tej wakacyjnej rozsypce. Mniej planów – więcej opowieści. Mniej perfekcji – więcej bycia razem. I nagle okazuje się, że spontaniczne lody na molo są bardziej wychowawcze niż tablica motywacyjna na lodówce.

✅ Co warto poluzować latem?

Wakacje to nie anarchia wychowawcza – to trening elastyczności. Oto, co można (i warto) chwilowo rozluźnić:

Poluzować z głową Zostawić jako ramę
Godzinę snu Codzienne mycie zębów 😉
Kolejność posiłków Jasne granice zachowań
Zasady „ekranowe” Zasady bezpieczeństwa
Styl jedzenia (np. lody przed obiadem) Styl mówienia (np. „proszę”, „dziękuję”)

A jeśli wciąż masz wątpliwości…

…to przypomnij sobie, że Twoje dziecko nie będzie wspominać, ilu warzyw nie zjadło w lipcu. Ale zapamięta moment, kiedy zjedliście razem loda w deszczu, bo „skoro już stoimy w kolejce, to co nam szkodzi”.

Konkluzja:

Jeść. Ale z klasą. I najlepiej w cieniu. I z uważnością. Bo jak kapnie na sandał, to już nie żart.