You are currently viewing Kompetencje przyszłości. Część druga.

Kompetencje przyszłości. Część druga.

Kierowanie emocjami – czyli jak zaprzyjaźnić się z własnym układem limbicznym

Niektórzy myślą, że kierowanie emocjami to coś w rodzaju wewnętrznego drylu. Że chodzi o to, by nad sobą „panować” – nie okazywać złości, nie ulegać smutkowi, zachowywać spokój nawet wtedy, gdy w środku wrze jak czajnik.
Tyle że mózg nie zna pojęcia „opanowania”.
On zna regulację.

To różnica jak między próbą zatrzymania fali a nauczeniem się surfować.
W jednym przypadku walczysz z oceanem.
W drugim zaczynasz z nim współpracować.

Serce, które mówi szybciej niż rozum

Każda emocja zaczyna się błyskawicznie.
Ciało migdałowate, ten maleńki strażnik w głębi mózgu, reaguje szybciej niż zdążysz pomyśleć „spokojnie”.
Zanim kora przedczołowa – nasz racjonalny narrator – w ogóle się zorientuje, serce już przyspieszyło, dłonie się spociły, a w brzuchu coś ściska.
To nie brak samokontroli.
To biologia, zaprojektowana tak, by przetrwać, a nie błyszczeć na klasówce z opanowania emocji.

Kiedy mówimy dziecku „nie denerwuj się”, to trochę tak, jakbyśmy kazali mu zatrzymać oddech w środku kaszlu.
Zamiast pomóc, pogłębiamy napięcie.

Kierowanie emocjami nie polega na wyciszaniu, tylko na słuchaniu

Emocje nie są po to, by je „gasić”, ale by je rozumieć.
Każda z nich to komunikat:
Złość – ktoś przekroczył granicę.
Strach – coś jest nieznane.
Smutek – coś ważnego zniknęło.
Wstyd – potrzebuję akceptacji.
Radość – jestem w zgodzie ze sobą.

Kiedy dziecko uczy się odczytywać te sygnały, zaczyna kierować emocjami w sensie dosłownym, jak pilot, który zna swoje wskaźniki.
Nie musi gasić lampek kontrolnych, wystarczy, że rozumie, co oznaczają.

Co się dzieje w mózgu, kiedy uczysz się spokoju

Z biologicznego punktu widzenia kierowanie emocjami to współpraca między dwoma światami:
między układem limbicznym (ciało migdałowate, hipokamp, wyspa – centrum emocji, pamięci i odczuć ciała)
a korą przedczołową – odpowiedzialną za refleksję, planowanie i interpretację.

Kiedy emocja wybucha, ciało migdałowate uruchamia alarm.
Ale jeśli kora przedczołowa jest wystarczająco „wytrenowana” – przez rozmowy, nazywanie emocji, techniki oddechowe, relacje oparte na bezpieczeństwie – to potrafi przejąć stery i powiedzieć:
„OK, coś się dzieje, ale nie muszę od razu rzucać się do walki.”

To, dlatego dzieci, które mają w swoim otoczeniu spokojnych dorosłych, szybciej się uczą samoregulacji.
One dosłownie „pożyczają” układ nerwowy dorosłego, zanim ich własny się nauczy, jak to robić.

Walka z emocjami to wojna domowa

Każdy, kto próbował „nie czuć”, wie, że to strategia krótkiego zasięgu.
Zepchnięta emocja nie znika.
Schodzi pod powierzchnię, jak lawa pod ziemią, i czeka, aż znów coś ją naruszy.

Psychologia nazywa to supresją czyli próbą tłumienia emocji.
Problem w tym, że tłumione uczucia wracają w postaci napięć, bezsenności, impulsywnych reakcji.
Dlatego zamiast walczyć, warto zauważyć, nazwać, zaakceptować i dopiero wtedy działać.

Nie chodzi o „wyciszenie”.
Chodzi o świadome przejście przez emocję, żeby nie zostać w niej uwięzionym.

Elastyczność psychiczna – nowa definicja siły

Wielu dorosłych myśli, że emocjonalna stabilność to brak reakcji.
Tymczasem prawdziwa siła to elastyczność, a więc zdolność do powrotu do równowagi po trudnych doświadczeniach.

Osoba o rozwiniętej regulacji emocji nie jest zimna ani wyprana z uczuć.
Ona potrafi je przeżyć, ale się w nich nie zgubić.
Potrafi krzyknąć, jeśli trzeba, a potem usiąść i porozmawiać.
Potrafi zapłakać, ale nie rozpada się.
To nie jest „opanowanie”.
To świadomość: „to, co czuję, jest moje – ale to ja decyduję, co z tym zrobię.”

Jak uczyć dziecko kierowania emocjami

Nie teorią, tylko doświadczeniem. Nie przez „mówienie o emocjach”, tylko przez ich wspólne przeżywanie. Kiedy dziecko widzi dorosłego, który zamiast krzyczeć, oddycha i mówi: „potrzebuję chwili, żeby się uspokoić”, dostaje lekcję, której nie da żaden podręcznik. Kiedy może w bezpiecznej relacji wyrazić złość, frustrację czy wstyd, jego mózg uczy się, że emocje są bezpieczne. A to warunek dojrzałości emocjonalnej.

Świat przyszłości premiuje nie zimną kalkulację, ale emocjonalną precyzję

W czasach, gdy sztuczna inteligencja liczy szybciej, tłumaczy lepiej i planuje za nas, tym, co zostaje po stronie człowieka, jest emocjonalna świadomość i zdolność do regulacji. To one decydują, kto potrafi tworzyć zespoły, prowadzić rozmowy, zachować spokój w chaosie. Bo w świecie, który coraz bardziej przypomina laboratorium bodźców, największą przewagę ma ten, kto potrafi zachować równowagę we własnym układzie nerwowym.

Kierowanie emocjami to nie sztuka tłumienia burzy, lecz umiejętność wracania do portu.

I jeśli nauczymy tego nasze dzieci, damy im coś więcej niż odporność. Damy im spokój, który nie zależy od świata zewnętrznego.