„Dobrze wychowany chłopiec. Nigdy nie odmawia, nie marudzi, nie przeszkadza. Po prostu… jest. Cicho, grzecznie, jak trzeba.”
A potem jako dorosły, nie potrafi powiedzieć „nie”, nie wie, co czuje, i nie ma pojęcia, kim właściwie jest.
W wielu szkołach – często mimo najlepszych intencji, uczniowie nie są wychowywani. Są kształtowani. Projektowani. Ustawiani w rzędy, wpisywani w rubryki. Wszystko po to, by jak najlepiej „funkcjonowali”, czyli byli przewidywalni, grzeczni i wydajni. Ale czy to naprawdę służy ich rozwojowi?
Ukryty program: kim powinien być „dobry uczeń”?
Na papierze – kreatywny, samodzielny, zaangażowany.
W praktyce – cichy, posłuszny, punktualny, nierozpraszający klasy.
Tę podwójną rzeczywistość świetnie opisała Carol Dweck, twórczyni koncepcji growth mindset. Pokazała, że dzieci nagradzane za „bycie grzecznymi” zamiast za proces uczenia się często zaczynają unikać wyzwań – bo boją się utraty etykiety „tych dobrych”. Efekt? Strach przed błędem. Blokada przed samodzielnym myśleniem. Lęk przed porażką.
Jak tresujemy dzieci do roli idealnych uczniów? Kilka codziennych przykładów
- Uczeń z ADHD, który wierci się na krześle, dostaje uwagę. Uczeń, który patrzy w okno, dostaje uwagę. Uczeń, który zadaje pytanie nie na temat, też dostaje uwagę, albo zostaje wyproszony z klasy. Co sobie zapamiętują? Lepiej się nie wychylać. Nie pytać. Nie czuć.
- Uczeń, który pisze „za dużo” na sprawdzianie z historii, słyszy: „Nie oceniałem za kreatywność, tylko za konkret.” I tak uczymy, że myślenie nie zawsze popłaca.
- Uczeń, który mówi, że czuje się przytłoczony wymaganiami, słyszy: „W życiu też lekko nie będzie.” I właśnie wtedy zamyka się w sobie, bo wie, że szkoła to nie miejsce na emocje.
Neurologia relacji: mózg dziecka nie jest gotowy na projektowanie
Według badań Daniela Siegla i Tiny Payne Bryson, dzieci rozwijają umiejętności samoregulacji, refleksji i odpowiedzialności w relacji, nie przez system kar i nagród.
Kiedy dziecko boi się porażki, przestaje uczyć się efektywnie, bo jego mózg przełącza się w tryb przetrwania.
A my? Projektując „idealnego ucznia”, często uczymy dzieci przetrwania. Nie życia.
Emocjonalna cena tej grzeczności
Dziecko, które całe życie uczyło się spełniać oczekiwania, jako dorosły:
- nie potrafi rozpoznać własnych emocji,
- nie podejmuje decyzji bez aprobaty innych,
- nie potrafi wyznaczać granic, ani innym, ani sobie.
Takie osoby często trafiają na terapię dopiero jako trzydziesto- lub czterdziestolatkowie. I mówią rzeczy, które każdy nauczyciel powinien usłyszeć:
„Byłem najlepszy w klasie. I przez lata myślałem, że to coś znaczy. A teraz nie wiem, czego chcę, ani co mnie naprawdę cieszy.”
Czy można inaczej? Tak – ale wymaga to odwagi
Szkoła, która wychowuje, nie projektuje ucznia, tylko daje mu przestrzeń do bycia człowiekiem:
- z emocjami,
- z głupimi pytaniami,
- z błędami i odwagą ich popełniania.
To szkoła, w której grzeczny nie oznacza przystosowany za wszelką cenę. Gdzie nauczyciel nie modeluje ucznia na swój obraz, tylko buduje z nim relację – także wtedy, gdy jest trudno.
Pytania, które warto sobie zadać
- Czy bardziej cenię uczniów za to, że się słuchają, czy za to, że myślą samodzielnie?
- Czy moja pochwała dotyczy efektu, czy procesu?
- Czy pozwalam uczniowi być sobą, czy spełniać moje oczekiwania?
Na koniec
Nie ma nic złego w chęci „wychowania porządnych ludzi”, ale projektowanie ucznia według gotowego szablonu nie tworzy człowieka, tylko wykonawcę.
A szkoła to nie taśma produkcyjna. To miejsce, gdzie dziecko uczy się, kim jest.