You are currently viewing Kompetencje przyszłości. Część pierwsza.

Kompetencje przyszłości. Część pierwsza.

Samoświadomość – czyli emocje, które mają swoje imię

Nie wiem, kiedy zaczęło się przekonanie, że dziecko musi znać tabliczkę mnożenia szybciej niż własne emocje. Może wtedy, gdy uznaliśmy, że złość można „opanować”, smutek „rozproszyć”, a radość „uspokoić”. A przecież to właśnie znajomość własnych emocji jest dziś jednym z najważniejszych zasobów, jakie dziecko może mieć. I nie, to nie jest „miękka umiejętność”. To twardy warunek życiowego bezpieczeństwa: emocjonalnego, zawodowego i społecznego.

Emocje to nie fanaberia. To system ostrzegania i nawigacji

Mózg dziecka nie powstał po to, by pisać testy. Powstał po to, by przeżyć i rozwijać się w relacjach. Złość, strach, wstyd czy radość to nie przeciwnicy, których trzeba uciszyć, ale komunikaty, które warto umieć odczytać. Złość mówi: „moje granice zostały naruszone”. Strach: „potrzebuję wsparcia”. Smutek: „coś straciłem”. Jeśli dziecko potrafi to rozpoznać, zyskuje coś, czego nie daje żadna szkoła – poczucie wpływu na siebie i świat.

Mózg dziecka: rozmowa między sercem a rozumem

Kiedy dziecko przeżywa emocję, najpierw odzywa się ciało migdałowate, nasz wewnętrzny alarm. Chwilę później, jeśli wszystko działa, jak trzeba, włącza się kora przedczołowa, centrum refleksji i samokontroli. To właśnie wtedy dziecko uczy się „czytać siebie”:

„jestem wściekły” i to nie to samo, co być złym człowiekiem.
„boję się” i nie oznacza to, że jestem słaby.

Problem w tym, że ta kora przedczołowa dojrzewa dopiero około 25. roku życia.
Dlatego dziecko nie potrzebuje surowego „opanowania się”, tylko dorosłych, którzy pomogą mu zrozumieć to, co się dzieje w środku.

Świadome emocje to lepsze decyzje – w pracy, w relacjach, w życiu

Osoby, które rozumieją swoje emocje, lepiej kierują swoim życiem. To brzmi banalnie, dopóki nie uświadomimy sobie, jak często podejmujemy decyzje nie z refleksji, ale z lęku, gniewu, potrzeby akceptacji albo zmęczenia. To dotyczy dorosłych i dotknie także nasze dzieci.

Kto nie rozumie siebie, ten często wybiera źle. Wchodzi w relacje, które gaszą zamiast wzmacniać. Wybiera studia, bo „tak trzeba”. Pracę, bo „daje pewność”. I dopiero po latach orientuje się, że całe to życie było próbą zagłuszenia emocji, których nikt go nie nauczył słuchać.

Z kolei osoby, które potrafią nazwać to, co czują, podejmują decyzje z poziomu jasności, a nie chaosu. Wiedzą, że to nie związek daje im poczucie bezpieczeństwa, tylko ich własna stabilność, że praca, w której codziennie czują ciekawość i sens, jest lepszym wyborem niż ta, w której codziennie czują ulgę, że wreszcie wyszli z biura.

Świat, który nadchodzi, nie wybacza braku samoświadomości

Nasze dzieci będą żyły w świecie, w którym zmiana to norma. Nowe technologie, zawody, które znikają szybciej niż powstają, ciągła rywalizacja. W takim świecie to nie IQ, nie znajomość języków i nie umiejętności techniczne zdecydują o sukcesie, ale zdolność rozumienia siebie i innych.

Bo bez angielskiego można użyć tłumacza.
Bez samoświadomości, nie da się dobrze żyć.

Co naprawdę daje dziecku rozwijanie kompetencji społecznych

Każda godzina, którą dziecko spędza na zajęciach rozwijających kompetencje społeczne, to inwestycja w jego przyszłą odporność, relacje i sens życia. Uczy się rozpoznawać emocje, reagować adekwatnie, rozmawiać zamiast krzyczeć, pytać zamiast oceniać. To fundament wszystkiego: zdrowych związków, pracy zespołowej, przyjaźni i umiejętności bycia sobą w świecie pełnym porównań.

Nie ma bardziej opłacalnej inwestycji.
Bo można kupić korepetycje z matematyki, angielskiego i gry na gitarze, ale nikt nie nauczy dziecka rozumieć siebie, jeśli nie zaczniemy od rozmowy o emocjach.

Samoświadomość to narzędzie przetrwania i każdy rodzic, który pomaga dziecku je rozwijać, daje mu coś, czego nie zapewni żadna szkoła: umiejętność kierowania własnym życiem, z odwagą, sensem i spokojem.